- Brak nam konkretnego dowodu, ¿e ktos próbuje
pozbawic pania ¿ycia. To, co tu mamy, to za mało, ¿eby zapewnic pani policyjna ochrone. - Jestem pewna, ¿e nie ma takiej potrzeby - powiedziała Marla stanowczo. - Ten dom jest prawdziwa forteca. Paterno nie był przekonany. Nerwowo bawił sie długopisem. - Nie ma niezawodnych systemów alarmowych. Jesli w pani pokoju naprawde ktos był, mamy dowód na potwierdzenie tej tezy. - Pogrzebał w papierach rozło¿onych na biurku i wyciagnał kopie rysunku ołówkiem. - To portret pamieciowy człowieka, który prawdopodobnie zamordował Charlesa Biggsa. Jedna z pielegniarek widziała go i z jej pomoca nasz rysownik stworzył te podobizne - Podał szkic Marli, ale schematyczny wizerunek z nikim jej sie nie skojarzył. Nick tak¿e nie rozpoznał twarzy z rysunku. - W porzadku. - Paterno właczył komputer i szybko wystukał cos na klawiaturze. - Na podstawie rysunku opracowalismy to... - Na ekranie pojawiła sie twarz me¿czyzny w okularach, z wasami i wystajaca szczeka. Paterno odwrócił ekran, ¿eby Marla mogła zobaczyc portret. Potrzasneła głowa. - A teraz? - Paterno uderzył w jakis klawisz i wasy znikneły. - Nie... - A teraz? - Me¿czyzna został pozbawiony okularów. Paterno spróbował jeszcze kilku kombinacji, dodajac brode, zmieniajac kolor i linie włosów nad czołem, ale ¿aden z tych wizerunków nic Marli nie mówił. - Musi pan pamietac, ¿e ja nie pamietam nawet własnej rodziny -przypomniała, sfrustrowana. - A pan? - Paterno spojrzał na Nicka, który nachylił sie do przodu, uwa¿nie przygladajac sie zmieniajacej sie twarzy. 346 - Nie... nie sadze - powiedział w koncu. Paterno, nie kryjac zniechecenia, wyłaczył komputer. - Szukamy córki Pameli Delacroix - powiedział. - Wyszła za niejakiego Roberta Johnsona. Jak dotad nie zdołalismy jej odszukac. - Chciałbym sie z nia spotkac, kiedy ju¿ ja odnajdziecie - rzekła Marla. - ¯eby zło¿yc jej przynajmniej wyrazy współczucia, jesli w ¿aden inny sposób nie bede mogła jej pomóc. - Zobacze, co da sie zrobic - obiecał detektyw. Rozmawiali jeszcze kilka minut, potem Paterno zakonczył spotkanie. - Dobrze, wystarczy na dzisiaj, ale jesli cos sie wydarzy, chciałbym sie o tym zaraz dowiedziec. - Oczywiscie - zgodziła sie Marla, wstajac. - Przypuszczam, ¿e nie odnaleziono mojej torebki? - Zarzuciła na ramie torbe, która wzieła z szary. - Na pewno miałam ja tamtej nocy przy sobie. - Jeszcze jej pani nie odnalazła? - Paterno zmarszczył brwi i postukał długopisem w biurko. - Jeszcze raz przeszukamy okolice. - Dziekuje.