- Alec zaraz wróci - odparła chłodno. - I proszę się do mnie zwracać „panno Ward”. -
Opuściła pistolet, choć zrobiła to niezwykle powoli. - Po co zakradł się pan tutaj w taki sposób? - Chciałem tylko rzucić okiem na Knighta. - Rush spuścił z tonu. - Mnie pan na to nie nabierze. Dlaczego nie zapowiedział pan swojej wizyty? I co pan tu robi o tak późnej porze? - A pani? - A jak pan myśli? - odparła gniewnie. - Och, a więc pani i Knight jesteście... Becky uniosła brwi i czekała, by dokończył zdanie. - ...ee... razem? - Coś w tym rodzaju. - Czy mogę prosić, panno Ward, żeby wolno mi było opuścić ręce? - spytał ostrożnie. Machnęła lekceważąco pistoletem. - Niech będzie, ale chciałabym się dowiedzieć, dlaczego czaił się pan w ogrodzie. - Jeśli koniecznie chce pani to usłyszeć, przyszedłem się rozejrzeć, bo Knight zachowuje się ostatnio bardzo dziwnie. Wiedziałem, że coś przed nami ukrywa! - Przyjrzał się jej podejrzliwie - No i teraz widzę, że miałem rację. Wymówiłem się od pójścia na bal u Lievena, bo zamierzałem tu przyjść i zobaczyć, czego się dowiem. Nie spodziewałem się jednak, że znajdę tu panią. - Mógł pan po prostu przyjść i zaczekać na niego, tak jak ja. A nie włazić do środka chyłkiem niczym rabuś. - Znów w niego wycelowała. - Nie ma mowy o rabowaniu! Nigdy bym tego nie zrobił! - jęknął niczym uosobienie niewinności. - Napije się pan czegoś? - spytała niezbyt uprzejmie, kiedy weszli do salonu. Zapaliła ponownie świecę i podeszła do szafki z trunkami - Ja też skosztuję czegoś mocniejszego. - Ręce jeszcze jej drżały po przeżytym strachu. - Chętnie. - Rushford stanął koło niej i zaczął przeglądać butelki. Nagle spojrzał na jej lewą dłoń. Uniósł ją i przyjrzał jej się uważniej. - A więc to coś poważnego! Nosi pani sygnet Aleca! - wyjąkał, puszczając jej rękę i mierząc ją wzrokiem. Becky zerknęła na wielki złoty sygnet i uśmiechnęła się żałośnie. - Och, lordzie Rushford, tak naprawdę nie jestem tego pewna! - I pokiwała głową. Przyjrzał się jej z zaciekawieniem. Nalał do dwóch kieliszków sherry. - No, no. Niech się pani nie martwi - mruknął współczująco. - Proszę mi mówić Nick. Podał jej kieliszek z pełnym zaintrygowania uśmieszkiem. - Może usiądziemy? Niech mi pani opowie, co ten hultaj właściwie zrobił. 12 Alec wrócił o czwartej, znużony i zniechęcony. Udało mu się wpisać na ostatnie wolne miejsce w turnieju wista, ale i tak nękał go zły nastrój. Jedyną szansą była teraz wygrana. Musi pokonać najlepszych karciarzy Anglii. Jeśli przegra, nie tylko Becky nie odzyska Talbot Old Hall, ale on również nie będzie się miał gdzie podziać. Musiał bowiem, prócz pięciu wygranych tysięcy, rzucić na szalę swój apartament u Althorpea i resztę umeblowania, włącznie ze wspaniałym, iście legendarnym już łożem. Zastawił to wszystko, by zyskać środki na drugą połowę wpisowego. No cóż, jeśli się powiedziało „A”, trzeba też powiedzieć i „B”. Zbyt późno doszedł do wniosku, że mógł się od razu pozbyć apartamentu i już wtedy odkupić Talbot Old Hall od Kurkowa, ale nim zamieszkał z Becky w Brighton, idea podobnej ofiary nawet mu nie zaświtała w głowie. Okazał się egoistycznym hultajem. Doprawdy, musi się ożenić, bo poświęcanie wszystkiego dla Becky stało się jego drugą naturą mimo ostatniej kłótni. Ciągle jeszcze stała mu przed oczami wymiana spojrzeń pomiędzy Evą a Kurkowem, gdy wchodził do domu. Stanowczo miał fatalny nastrój. Już sam fakt, że podczas balu musiał bez słowa pożegnania opuścić Forta i Draksa, ciążył mu na sumieniu. Nagle usłyszał śmiechy gdzieś na piętrze. Zatrzymał się, zaskoczony.