zmuszam się, by nie powiedzieć ci, jak pięknie
wyglądasz. - Hm... - Gdyby nie wpojone jej dobre maniery, bez wahania wyraziłaby swoje niedowierzanie. Ścisnął jej palce. - Amy, zauważyłem zmianę, jaka w tobie zaszła. Stałaś się... sam nie wiem, jak to dobrze określić... bardziej przystępna. Bez tego makijażu twoja cera wygląda jak dojrzała brzoskwinia. I twoje włosy... Opadają na ramiona, swobodnie, naturalnie. Połyskuje w nich światło. Zapraszają, by ich dotknąć. Zanurzyć w nich palce. Urwał raptownie, zmienił się na twarzy. Chyba uzmysłowił sobie, że słowa wymknęły mu się spod kontroli. Po chwili przerwał ciszę. - Chciałem tylko powiedzieć, że twoje nowe wcielenie nie uszło mojej uwadze. - Zwilżył językiem usta i dodał: - I bardzo mi się podoba. Bardzo. A ona już była pewna, że tak sprytnie wybrnęła. Że jej nowe wcielenie skutecznie go do niej zniechęci. - Miało być dokładnie odwrotnie. Pierce lekko wygiął w uśmiechu kąciki ust. - Ach, więc ta zmiana była z mojego powodu! A ja łama łem sobie głowę, co się stało. Zwrot od profesjonalizmu ku całkowitej naturalności i prostocie. Trochę ją tym rozzłościł. Poza tym czuła się zakłopotana. Wszystkiego się domyślił, rozszyfrował ją. Cofnęła rękę, ale Pierce nie puścił jej. Jeszcze mocniej zacisnął palce. Zaśmiał się cicho. - Spokojnie - łagodził. - Nie złość się. Przecież sama przyznasz, że Amy, która teraz tu ze mną siedzi, jest zupełnie inną osobą niż ta, która przed miesiącem pojawiła się na progu mojego domu. Do niczego nie miała zamiaru się przyznawać. A już na pewno nie do tego, że zmieniła się z jego powodu. Oczywiście, tak było, ale nie musi mu tego mówić. Nie będzie się pogrążać. - Powiedziałaś, że wyglądam na niewzruszonego - podjął, po czym wzruszył ramionami i uśmiechnął się. - Cóż, jest dokładnie na odwrót. Wciąż jestem pod wrażeniem twojej metamorfozy. I nie potrafię się otrząsnąć. To niemal jak obsesja. Zrobiło się jej przyjemnie, choć wcale tego nie chciała. Jednak oszukiwałaby samą siebie, gdyby stwierdziła, że jego słowa nie sprawiły