pokusie.
- W czasie starcia z Virgilem stracił pan punkty. - Jak to? - Użył pan wyświechtanego określenia: „potyczka słowna z nieuzbrojonym człowiekiem”. Lucien zmarszczył brwi. - Chciałem mieć pewność, że mnie zrozumie. Nienawidzę marnować najlepszych kwestii na byle durnia. Skinęła głową. - Oczywiście. Dobranoc. Hrabia zrobił krok w jej stronę. - Nie tak szybko, Alexandro. Proszę dotrzymać umowy. I nie udawać, że jest pani zakłopotana moją prośbą. - Żądaniem. - Mniejsza o słowa. Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę. Tego wieczoru brzemię trosk niemal ją przytłaczało. Jeśli ktokolwiek mógł jej ulżyć, to tylko Lucien Balfour. - Muszę zachować dużą ostrożność, jeśli chodzi o moją rodzinę. Wziął ją za rękę i poprowadził ku ciemnej bibliotece. - Dlaczego? - Jeśli oni, zwłaszcza mój wuj, wyprą się mnie publicznie, będę całkiem bezbronna. Nic nie widziała, ale hrabia pewnie poruszał się w mroku. Pchnął ją delikatnie na miękką sofę i zapalił lampę. Potem usiadł tak blisko, że ich uda się stykały. - A potrzebuje pani ochrony, bo?... - Bo tylko ich poparcie, świadome lub nie, wstrzymuje falę plotek. Lucien powoli wyciągnął rękę i zdjął klamrę z jej włosów. Zadrżała, gdy wsunął w nie dłonie. - Nie mówi pani wszystkiego - stwierdził cicho, przytulając policzek do złotej kaskady. - Ja... O, Boże. - Słucham. Oddychała coraz szybciej. - Lady Welkins mnie nienawidzi. Długie palce przeczesały jej włosy. - Nie zrobiła pani nic złego. Oparła się o jego ramię i zamknęła oczy. - Zepchnęłam lorda Welkinsa ze schodów. Ręce znieruchomiały. - Dlaczego? - To był wypadek - odparła drżącym głosem. - W dużej mierze wypadek. - Miał kilka kochanek, o ile sobie przypominam - powiedział hrabia spokojnym głosem i zaczął zdejmować jej rękawiczkę. Przebiegło ją dziwne drżenie. Wstrzymała oddech. - Tak. Zapragnął kolejnej. - Odmówiła pani. - Powiedziałam mu, że nie po to się zatrudniłam w jego domu. - Chyba już słyszałem podobną przemowę. - Zakreślił kółko po wewnętrznej stronie jej dłoni. - W przeciwieństwie do pana nie chciał czekać, aż zmienię zdanie. Palec zatrzymał się na chwilę, po czym na nowo podjął wędrówkę. - I zmieniła je pani? Spojrzała na niego oburzona. - Milordzie, ja... - Proszę zamknąć oczy - polecił tym samym cichym głosem. - I odprężyć się. Wcale nie czuła się odprężona, ale o dziwo, bezpieczna... i oszołomiona, co bez